Opowieść o Iranie nigdy nie rozpoczyna się teraz, Iran jest bowiem sumą wieków, wielkich poetów, wodzów i wydarzeń, które dziś wydają się wręcz nieprawdopodobne. Ta kultura żyje i nie przykrył jej islam, który przyjął tu bardzo specyficzne – szyickie oblicze. Polak w Iranie czuje się dziwnie swojsko, a otaczający go ludzie rychło sprawiają, że pojawia się ciekawy i pozostawiający wiele wspomnień kontakt. Nawet język farsi, który jest tam najpopularniejszy, przywodzi na myśl wiele polskich skojarzeń. Dość powiedzieć, że Persowie, nauczywszy się języka polskiego, szybko mówią tak, iż trudno w nich rozpoznać cudzoziemców.
Reklama
Iran, kraina najwspanialszych dywanów z Kaszan i sztuki zdobniczej, która potrafi rozmarzyć na jawie, ma jednak i inne, bardzo współczesne oblicze – jest jedyną na świecie islamską republiką, która stworzyła tak zawiły system sprawowania władzy, że gubią się w nim nawet świadomi obywatele. Od 1979 r. Iran jest we władaniu rahbara – najwyższego nauczyciela, przywódcy. Pierwszym był ajatollah Ruhollah Musawi Chomejni, po nim – w 1989 r. – władzę objął ajatollah Ali Chamenei. Ruhollah sprawuje skomplikowaną (zwyczajowo i prawnie) kontrolę nad władzą świecką. Na czele świeckich rządów stoi wybierany w powszechnych wyborach prezydent. Władzą ustawodawczą jest parlament – madżlis. W Iranie funkcjonują także – zwłaszcza w dużych miastach – wydzielone dzielnice żydowskie czy chrześcijańskie (przeważnie ormiańskie). W obrębie tych dzielnic dozwolona jest nawet sprzedaż alkoholu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
My, Polacy, jesteśmy wdzięczni ludom Iranu za to, że z sercem przyjęły uchodźców z Syberii, którzy przybyli tam z armią gen. Władysława Andersa, i do dziś opiekują się cmentarzami, a w Teheranie odkryłem ulicę... Warszawską. Persowie podobnie postąpili wobec Ormian, których wyrzynali Turcy.
Archeologia konfliktu
Reklama
Niedolą dzisiejszego Iranu jest fakt, że postanowił być niezależny i niepodległy. Nie słucha wielkich mocarstw, więc od kilkudziesięciu lat gnębiony jest światowymi sankcjami, a opinia współczesnej Persji w światowych mediach jest jak najgorsza. Społeczeństwo tego kraju jest młode i coraz lepiej wykształcone w miastach oraz pogrążone w niezmiennym rytmie szyickich wierzeń na prowincji. Rządzący ajatollahowie największe poparcie czerpią właśnie z interioru, a ich poczynania w miastach zawsze zyskują cierpkie recenzje. Irańska elita chciałaby być zachodnia, ale pod warunkiem, że kraj pozostanie niepodległy. To właściwie jak szukanie kamienia filozoficznego, którego ani szachowi Rezie Pahlawiemu, ani jego ojcu, ani też religijnym dyktatorom po rewolucji nie udało się wynaleźć. Gdyby też nie manipulowanie chwiejnym szachem przez izraelskich dostawców broni i Mossad, to pewnie religijni przywódcy szyitów nie pałaliby dziś taką niechęcią do samego istnienia Izraela i do idei syjonistycznej. Rewolucja 1979 r. dokonała się jednak pod hasłami przywrócenia Iranowi niezależności, a przywódcy rebelii mieli w pamięci obalenie przez Mossad i CIA rządu Mohammada Mosaddegha w 1953 r. To wszystko, a także ekspansjonistyczna polityka samego Izraela sprawiły, że dzisiejszy reżim irański widzi w Izraelu „Małego Szatana” – rola „Wielkiego Szatana” przypisana jest, oczywiście, Stanom Zjednoczonym.
Dopóki żył gen. Kaseem Soleimani – architekt polityki międzynarodowej i tajnej Iranu, państwu ajatollahów udawało się budować szyicki korytarz w kierunku Morza Śródziemnego i skutecznie opierać się dążeniom Izraela do podporządkowania sobie całego Bliskiego Wschodu. Soleimani został jednak – z rozkazu Donalda Trumpa – w 2018 r. zamordowany na lotnisku w Bagdadzie. Do tego momentu wpływy Iranu osiągnęły swoje apogeum. Miał je wśród szyitów w południowym Iraku, w rządzonej przez Baszszara al-Asada (szyickiego alawitę) Syrii, w najpotężniejszej organizacji wojskowej Libanu – Hezbollahu oraz wśród zbuntowanych zajdytów – Huti w górach Jemenu. Niechętnie na wzrastające wpływy Iranu spoglądały inne islamskie (sunnickie) potęgi – Turcja Erdogana i Arabia Saudyjska rządzona przez księcia Mohammada.
Zbrodnia dyktuje rozwiązania
Reklama
To nieco rozwiązywało ręce premierowi Izraela Netanjahu. Kiedy zatem 7 października 2023 r. asasyni z sunnickiego Hamasu zaatakowali tereny przyległe do Strefy Gazy i popełnili tam odrażające morderstwa, służby specjalne Izraela i armia obudziły się z dziwacznego odrętwienia, w które wpadły tylko na dzień 7 października. Dodać należy, że wcześniej Izrael wyraźnie sponsorował Hamas, aby był przeciwwagą dla świeckiej organizacji Al-Fatah. Dość powiedzieć, że tak żywotnych i sprawnych służb żydowskich, jakie ukazały nam się po październiku 2023 r., nie widzieliśmy już dawno. Hamas został dosłownie zgnieciony przez Israeli Defence Forces (IDF), a wraz z nim cała, licząca ponad 2,5 mln ludzi, populacja Palestyńczyków z Gazy. Świat udzielił pozwolenia na kolejne masakry w Gazie. Potem przyszła kolej na Liban. Lotnictwo izraelskie, bez wypowiedzenia wojny, zbombardowało Bejrut i południe Libanu. W tym samym czasie doszło do masowych wybuchów pagerów, które zdziesiątkowały kierownictwo szyickiej organizacji Hezbollah. W końcu Izrael zabił przywódcę Hezbollahu Hasana Nasrallaha i jego brata.
Ukłony dla terrorysty
Północny „problem” Izraela zelżał i przyszedł czas na rozprawienie się z Syrią pod rządami Baszszara al-Asada. W ciągu 2 tygodni przywódca terrorystycznej bojówki Dżabhat an-Nusra – Muhammad al-Dżaulani z sunnickiego terrorysty awansowany został na przywódcę „demokratycznej rewolucji” i przez wywiady amerykański i izraelski poprowadzony do zdobycia Damaszku. W tym czasie Izrael zniszczył wszystkie siły ofensywne armii syryjskiej, a bezradny Al-Asad musiał salwować się ucieczką do Moskwy. IDF zajęło w międzyczasie niemal całe południe Syrii i uzależniło od siebie nowego „premiera” al-Dżaulaniego, który wprawdzie może masakrować alawitów i chrześcijan, ale bezwzględnie musi grać w izraelskiej orkiestrze. Tak padł kolejny bastion Iranu na Bliskim Wschodzie. Przyszła kolej na rozprawę z reżimem ajatollahów w Iranie. Kwestią czasu pozostawał tylko termin ataku Izraela. Pretekstem miał być „program budowy bomby atomowej realizowany przez Iran”.
Kosztowna wojna
W nocy z 12 na 13 czerwca Izrael pełną mocą uderzył na Iran. Stało się to dzięki nalotom przez przestrzeń syryjską i iracką na cele strategiczne Iranu oraz przez ataki koordynowane z bazy Mossadu w azerbejdżańskim Baku. Zmobilizowana została cała siatka azerska i kurdyjska, którą Izrael budował przez całe lata. Wykorzystano doświadczenia z wcześniejszej operacji „Pajęczyna” wojsk ukraińskich w Rosji. Z ukrytych baz w Iranie wystartowały niszczycielskie drony. Izrael jednej nocy zabił kilkudziesięciu dowódców wojskowych i naukowców pracujących przy programie energii nuklearnej dla Iranu. Odpowiedź Iranu – który posiada jeden z największych w świecie arsenałów rakiet bliskiego i średniego zasięgu – była jednak poważna i dla Izraela nader kosztowna. Salwy „Żelaznej kopuły” kosztują miliardy dziennie, a i tak nie uchroniły przed zniszczeniami prestiżowych dzielnic Tel Awiwu. Izraelowi nie udało się obalić władz w Teheranie, atak amerykański natomiast – jak na razie – spowodował zawarcie kruchego rozejmu.
Niepewność
Obie strony świadome są własnej bezsiły. Iranowi nie uda się unicestwić izraelskich instalacji nuklearnych w reaktorach Dimony na pustyni Negew, a Izrael – nawet z pomocą USA – nie jest zdolny do inwazji lądowej na Iran, która może skończyć się podobnie jak afgańska katastrofa. Irański reżim nie jest popularny wśród wielkomiejskich intelektualistów, ale wciąż ma duże poparcie w religijnym interiorze. Netanjahu natomiast nie może własnych problemów wewnętrznych ciągle załatwiać wojną i odwracaniem od nich uwagi izraelskiego społeczeństwa. Czy zatem Trump istotnie dał szansę Iranowi, by wycofał się z konfliktu z twarzą, i jednocześnie nałożył kaganiec premierowi Izraela? Tego dowiemy się w ciągu najbliższych tygodni.