Wychowanie - czasami można odnieść wrażenie, że jest to jakiś luźny twór, dość nieostre pojęcie. Nie mówiąc już o absurdalnych przepychankach w stylu, kto i jak ma wychowywać, a komu to prawo (lub obowiązek) odebrać. Jeśli Tydzień Wychowania nie ma zmienić się w pustą inicjatywę, którą po prostu trzeba odbębnić, należy zacząć od własnego podwórka. Swoimi przemyśleniami na temat wychowania dzielą się Dorota Tyliszczak - diecezjalny doradca rodzinny i Agnieszka Domowicz - pedagog z Zespołu Szkół Katolickich w Zielonej Górze.
Dzieci obserwują
Czy w ogóle istnieje możliwość, żeby dziecka nie wychowywać? - Nie wydaje mi się to możliwe. Zawsze jest tak, że ktoś ma na dziecko wpływ. No chyba, żeby zamknąć je w czterech ścianach i pozbawić wszelkich bodźców. Wspaniale jest, kiedy to wychowanie jest świadome, kiedy wychowuje się dziecko do życia, do samodzielności, żeby było dobrym człowiekiem. Ale nawet jeśli dziecko pojawia się na świecie i nikt nie ma na nie pomysłu, to i tak jakieś wychowywanie będzie. Bo dzieci nas obserwują, naśladują, chłoną jak gąbka - podkreśla Dorota Tyliszczak.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kiedy pojawia się bezradność
Reklama
Ale co w sytuacji, kiedy rodzice nie wiedzą, jak wychowywać, żeby było dobrze? Szczególnie kiedy pojawia się presja, bo babcie czy ciocie zaczynają doradzać, ktoś się wtrąca, ktoś krytykuje. Półki w księgarniach uginają się od poradników, jednak kto zagwarantuje, że właśnie ta książka zawiera najlepszą receptę? - Myślę, że wielkim problemem niektórych rodziców jest bezradność. Wydaje im się, że stracili kontrolę, że chcą, ale nie potrafią. Sami już nie wiedzą, czy ich intuicja jest dobra, czy nie. Nikt nas nie przygotowuje do roli rodzica. Dziecko się rodzi, a my tak mamy w naturze zakodowane, że chcemy dla niego dobrze.
Gdzie zatem szukać ratunku? - Przede wszystkim trzeba przyjrzeć się sobie i spróbować stanąć na własnych nogach. Uwierzyć, że to, czego chcemy dla naszego dziecka, jest dobre (a wcześniej zastanowić się, czy to rzeczywiście są dobre rzeczy, prawdziwe wartości). Ta pewność siebie jest niezwykle ważna. Bo inaczej zwariujemy od tych wszystkich dobrych rad, którymi raczą nas inni.
A jeśli mimo wszystko rodzice nie wiedzą, co zrobić? - Polecam Szkołę dla Rodziców. To zajęcia oparte na metodzie opracowanej przez Adele Faber i Elaine Mazlish, autorki książki „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”. Ten warsztat jest bardzo cenny. To nie jest żaden zbiór narzędzi do tego, żeby dziecko chodziło jak w zegarku. To rodzic pracuje nad sobą. Zajęcia dotyczą tego, do czego chcemy dziecko wychować, jakie chcemy, żeby było. Już niedługo Szkoła dla Rodziców ruszy w Zielonej Górze, w szkole katolickiej. Pomoże zrozumieć świat dziecka i upewnić się w swojej roli.
Rodzic na nauczyciel - próba sił?
Reklama
Odwieczny dylemat: Kto ma wychowywać? Dom czy szkoła? Różne powstawały na ten temat koncepcje, włącznie z tymi, żeby rodzicom w ogóle ograniczyć wpływ na dziecko, bo „rodzina jest z założenia siedliskiem patologii”. Odpuśćmy sobie jednak podobne absurdy i rozważmy problem rozsądnie. - Od razu powiem, że wiem z własnego doświadczenia, że nie trzeba tworzyć takich podziałów, że można współpracować - uważa Agnieszka Domowicz. - Zdaję sobie sprawę, że nie wszędzie to tak wygląda - moje dzieci chodziły do różnych szkół, mam też przyjaciół wśród nauczycieli. I boli mnie to, bo uważam, że tylko jednomyślność w wychowaniu może przynieść dobry skutek. A założenia wychowawcze mamy piękne - i te w szkołach, i te ogólnospołeczne. Przecież w Polsce istnieją wartości rodzinne. Wystarczyłoby tylko się na tym opierać. Wiem, że dzisiaj wszyscy są zaganiani, że życie jest mocno stresujące, ale do niczego nie prowadzi mówienie rodziców, że to szkoła ma wychowywać. Bo nauczyciele wtedy kontrują i mówią, że wychowywać ma dom. A przecież jedno z drugim się nie wyklucza. Tylko współpraca da konkretne efekty, tym bardziej że młody człowiek potrzebuje jednolitego systemu. Konkretnego - w życiu, nie na papierze.
Mówić jednym głosem
Na czym ta jednolitość miałaby polegać? - Jeżeli matka z ojcem mówią, że trzeba szanować starszych, a w szkole to jest powtarzane, to młody człowiek przyjmie te wartości za swoje. A jeśli to samo usłyszy jeszcze w klubie, do którego chodzi, czy na zajęciach pozalekcyjnych - jeżeli po prostu wszyscy będziemy mówić jednym głosem i wskazywać, co jest dobre w życiu, a czego lepiej unikać, jakie drogi prowadzą do dobrego, mądrego i fajnego życia, to młodzi będą chcieli nas słuchać. Im jest teraz trudno, bo żyją w chaosie informacyjnym, są bombardowani różnymi przekazami. Więc jeśli dorośli nie będą mówić jednym głosem, to młodzież zostanie w tym chaosie i równie chaotycznie będzie planować swoje życie. Młody człowiek nie będzie kierował się wartościami, zmarnuje talenty i nie rozwinie się w pełni.
Da się zrobić
Wszystko pięknie, ale czy w ogóle istnieją szkoły, w których daje się to zrealizować? - Oczywiście, że tak! Nasza szkoła jest przykładem, że to wszystko działa. Przede wszystkim zakładamy, że szkoła to nie jest wyłącznie miejsce edukacji, przekraczania kolejnych progów, zdawania kolejnych testów. Oczywiście poziom nauki, poziom kształcenia jest tu bardzo ważny i na to zwracamy bardzo dużą uwagę, ale równie ważne jest u nas wychowanie. Kształtowanie charakteru, osobowości i intelektu jest u nas dwutorowe.
Reklama
Zielonogórski katolik od lat konsekwentnie realizuje te zasady. - Mamy specjalne programy, które rzeczywiście są realizowane, a nie tylko napisane, bo takie są wymagania ministerstwa. Wdrażamy je bardzo mocno na wielu poziomach, zaczynając od kultury osobistej, zachowania w codziennych sytuacjach, używania zwrotów grzecznościowych, poprzez umiejętność nawiązywania kontaktu z rówieśnikami, odnoszenie się w odpowiedni sposób do ludzi starszych, nauczycieli, rodziców, aż do rozwoju osobowości przez kształtowanie i rozwijanie uzdolnień. Wyłapujemy cechy charakterystyczne naszych uczniów, odkrywamy, czym się interesują, szukamy zalążków talentów i staramy się stwarzać warunki, by te zdolności mogły się rozwijać. Jeżeli np. zauważymy, że jakiś uczeń ma zdolności w akrobatyce sportowej, to będziemy się starali tak zorganizować zajęcia - również dodatkowe - żeby on mógł nad tym pracować. Jeśli nawet nie zdołamy zorganizować tego na terenie szkoły, to znajdziemy w mieście klub, który będzie mógł przyjąć naszego ucznia.
Wychowanie u nas jest bardzo szeroko pojęte i oczywiście oparte na normach chrześcijańskich. Wartości to podstawa. Jeżeli nauczymy ich młodego człowieka i będziemy od niego wymagać, to i nauczanie będzie łatwiejsze, i praca z nimi, i korygowanie złych zachowań, których przecież młodzież nie uniknie. To wszystko jest możliwe. Chociaż wymaga pracy. Ale okazuje się, że w pewnym momencie staje się to czymś naturalnym.
Być i działać razem
Małe szkoły mają przewagę nad molochami. Tu po prostu wystarcza czasu na pochylenie się nad uczniem, na rozmowę z rodzicami. Ale duże placówki przy dobrej woli obu stron też są w stanie wiele zdziałać. Pod warunkiem, że np. rodzic nie będzie prezentował wyłącznie postawy roszczeniowej, a nauczyciel nie wpadnie w nawyk patrzenia na wszystkich z góry i z pozycji swego pedagogicznego wykształcenia. - Współpraca z rodzicami jest u nas bardzo ścisła - podkreśla Agnieszka Domowicz. - Po pierwsze wzajemnie się wspieramy w bardzo wielu działaniach. Nie ukrywam, że temu wszystkiemu sprzyja fakt, że szkoła jest niewielka, kameralna. Każdy rodzic może tu przyjść nie tylko przy okazji zebrania, ale po prostu wpaść któregoś dnia i spotkać się z wychowawcą klasy albo z nauczycielem przedmiotowym, jeżeli chce coś omówić. A więc kontakt jest ścisły. Zapraszamy też rodziców na różne spotkania dotyczące spraw wychowawczych albo spotkania towarzysko-rekreacyjne z dziećmi. Staramy się przy różnych okazjach być razem, zawiązywać więzi, poznawać siebie i swoje oczekiwania. Rodzice bardzo nam pomagają w realizacji programów wychowawczych pod względem preorientacji zawodowej. Kiedy np. realizowaliśmy program, w którym dzieci bardzo konkretnie poznawały zakłady pracy i dowiadywały się, jakie są możliwości na rynku i czego się od przyszłego pracownika oczekuje - rodzice sami załatwiali nam wejścia m.in. do Stelmetu, do LUG-u, do banku itd. Tam dyrekcja i pracownicy opowiadali, jak na co dzień wygląda praca w tych miejscach.
A co na to Episkopat?
Z okazji Tygodnia Wychowania biskupi polscy napisali list, w którym podkreślają, jak ważne w procesie wychowania są stałe wartości. Podkreślają też, że właśnie dlatego wychowawcy nie mogą być neutralni, ale powinni być żywymi świadkami wartości, które wyznają. Proszą również o aktywne włączenie się w ogólnopolską inicjatywę: „Zachęcamy wszystkie środowiska wychowawcze do włączenia się we wspólne przeżywanie 3. Tygodnia Wychowania. Zaproszenie to kierujemy do rodziców, duszpasterzy, nauczycieli i wychowawców, do osób odpowiedzialnych za kształt edukacji, do samorządowców i wszystkich ludzi dobrej woli, którym zależy na wychowaniu przyszłych pokoleń Polaków. Niech Maryja, pokorna Służebnica Pańska, uczy nas wiary i pokory w poszukiwaniu tego, co najważniejsze; niech uczy mądrości i pomaga otwierać się na «wielkie rzeczy», jakie Bóg czyni dla nas i przez nas”.